zobacz multimedia
Plusik
home projekty o nas repertuar spektakle newsy multimedia kontakt

MOJA NINA

MOJA NINA

Miała być pierwszą koncertującą czarnoskórą pianistką, została gwiazdą bluesa. Marzyła o miłości, jej mąż był twardym menadżerem. Śpiewała dla siebie, została głosem ruchu równouprawnienia czarnej mniejszości. Monika Mariotti z pasją maluje na scenie portret Niny Simone, a partnerują jej w tym muzycy. Powstaje pełen energii spektakl, jeden z najlepszych w Polsce muzodramów, czyli kombinacji monodramu z koncertem.

Tomasz Miłkowski, 7.11.2012

www.aict.art.pl

 

"POLE WALKI"

Przypadek sprawił, że 'premiera muzodramu Moniki Mariotti odbywała się w dniu, kiedy Ameryka wybierała Baracka Obamę na drugą kadencję prezydencką. Bohaterka nie doczekała czasów, kiedy kolor skóry przestawał decydować o drodze życiowej, szansach i karierze. To był dla niej jeden z kluczowych problemów. Nigdy nie mogła się pogodzić z taką niesprawiedliwością. Miała być pierwszą koncertującą czarnoskórą pianistką, zawzięcie ćwiczyła Bacha, ale została głosem ruchu równouprawnienia czarnej mniejszości, z czasem przez ten ruch odrzuconym. Życie było dla niej polem walki.

Monika Mariotti z pasją maluje portret Niny Simone, głodnej sukcesu i poniżanej. Nie naśladuje jej, ale wchodzi w jej skórę, pokazuje przygotowania przed wyjściem na scenę, odsłania życiowe porażki, relacje z matką, nawet porusza się i tańczy w sposób charakterystyczny dla czarnoskórych wykonawców. Szczególnym smakiem opowieści jest akcentowana przez aktorkę swego rodzaju równoległość doświadczeń, różnych, a przecież do pewnego stopnia bliskich komuś, kto jak Mariotti naznaczony jest odcieniem odmienności (trochę Włoszka, trochę Polka). Stąd zapewne szczególna więź z postacią. W półtoragodzinnym przedstawieniu partnerują aktorce muzycy wcielający się od czasu do czasu w bohaterów. Powstaje pełen energii spektakl, jeden z najlepszych w Polsce muzodramów, czyli kombinacji monodramu z koncertem.

Tomasz Miłkowski, Przegląd

2 grudnia 2012 r.


Charyzmatyczna Simone


Premiera „Mojej Niny” to kolejny sukces Teatru Konsekwentnego, Adama Sajnuka i Moniki Mariotti. Autorom spektaklu udało się, korzystając z biografii Niny Simone, opowiedzieć dramatyczną historię życia tej znakomitej pieśniarki, inkrustowaną utworami wokalnymi, do których bardzo dobre teksty napisała Katarzyna Groniec.
Nie byłoby tego spektaklu, gdyby nie znakomita, wręcz brawurowa robota wokalno-aktorska Moniki Mariotti, która sugestywnie oddaje całą złożoność kreowanej postaci. Artystka z wirtuozerską biegłością oddaje kolejne stany ducha urodzonej w 1933 roku Eunice Kathleen Waymon, niedościgłej w interpretacji utworów z pogranicza jazzu, bluesa, rytm and bluesa i soulu. Mariotti potrafi tak samo zajmująco – nie bez cienia dystansu, to znów ironii czy kpiny (zresztą do siebie samej również) - opowiadać o dzieciństwie swojej bohaterki, o pierwszych lekcjach fortepianu, o miłości do muzyki klasycznej, o występach w kościele, o śpiewaniu do kotleta, jak i o działalności Ku-Klux-Klanu, o polityce, o rasizmie i podziałach klasowych w Ameryce. Poznajemy kobietę z całym sztafażem jej wad i zalet, niepokorną, złośliwą i uszczypliwą, ambitną, dumną i hardą, niekiedy podążającą za wszelką cenę do sukcesu, nie pozbawioną kompleksów i egocentryzmu prowokatorkę. Świetnie wkomponowani w spektakl zostali muzycy, którzy biorą aktywny udział w tej historii; są nie tylko akompaniatorami, ale partnerami w poszczególnych sekwencjach przedstawienia.
Spektakl Sajnuka i Mariotti jest niezwykle udaną próbą stworzenia monodramu muzycznego, który zaskakuje wyrafinowaniem formy i niebanalną treścią, jest szczerym artystycznym wyznaniem, dającym również szansę publiczności na bezpretensjonalny śmiech.

http://teatrdlawas.pl/teatr/tdw/index.php?option=com_content&task=view&id=29035

Wiesław Kowalski

www.teatrdlawas.pl

Wieczór z Eunice


To opowieść o artystce, która od wczesnej młodości do późnej starości zmagała się z tymi, dla których problemem był jej kolor skóry - o spektaklu "Nina" w reż. Adama Sajnuka na X Ogólnopolskim Przeglądzie Monodramu Współczesnego w Warszawie pisze Agnieszka Serlikowska z Nowej Siły Krytycznej.
Trudno nie zwrócić uwagi na muzyczność pozakonkursowych wydarzeń otwierających 10 Ogólnopolski Przegląd Monodramu Współczesnego. Festiwal rozpoczął sobotni koncert "Pin-up Princess" Katarzyny Groniec. W niedzielę warszawiacy mieli okazję zobaczyć spektakl "Rzecze Budda Chinaski" Teatru Muzycznego Capitol we Wrocławiu. W poniedziałek natomiast - jako ostatni akord muzycznego intro do części konkursowej - odbyła się premiera monodramu "Nina", poświęconego amerykańskiej piosenkarce, pianistce i aktywistce praw obywatelskich Ninie Simone, a właściwie Eunice Kathleen Waymon.
Zmarła w 2003 r. Nina Simone była postacią nietuzinkową. Amerykańską divą, tworzącą muzykę z pogranicza bluesa i jazzu, gospel i folku, muzyki klasycznej i soulu. Wyamon żyła w burzliwych dla Stanów Zjednoczonych latach. Urodziła się w 1933 r., w dorosłym życiu zaangażowana była w walkę o prawa obywatelskie dla Afroamerykanów, a jej piosenki często stawały się formą, przez którą manifestowała swoje poglądy. Pomimo amerykańskich sukcesów, artystka nie jest powszechnie znana w Polsce. "Nina" w reżyserii Adama Sajnuka przybliża tę gwiazdę publiczności.
Koncepcja monodramu jest bardzo prosta. Oto widzowie znajdują się nie w teatrze, a w podrzędnym barze - żeby nie powiedzieć spelunie - prawdopodobnie w Nowym Yorku, gdzie na małej scenie występuje właśnie Nina Simone. Mimo obskurnego otoczenia i degradacji do pozycji wokalistki śpiewającej do kotleta, artystka zachowuje się jak gwiazda na wielkim koncercie. Tańczy, flirtuje z zespołem, nawiązuje kontakt z publicznością. Monica Mariotti gra Ninę Simone niezwykle sugestywnie. Gdy wchodzi na scenę i ostentacyjnie zaznacza, że jest jedyną czarną na sali, ciężko nie poddać się tej iluzji. Świetnie imituje ruch, wokal, styl mówienia, gadatliwość i uszczypliwe poczucie humoru Simone. Między piosenkami opowiada nam - białej, pretensjonalnej publiczności - o swoim dzieciństwie, religijnej matce, pierwszej miłości, pasji do fortepianu i Bacha, wreszcie upadłym marzeniu o karierze pianistki i przemianie z Eunice w Ninę Simone.
W opisie spektaklu można przeczytać, że "Nina" to opowieść o artystce, która "od wczesnej młodości do późnej starości zmagała się z piętnem, jakim na zawsze w jej życiu pozostał kolor skóry". Nie zgadzam się z tym stwierdzeniem, które brzmi trochę tak, jakby Simone wstydziła się własnej tożsamości. Według mnie to opowieść o artystce, która od wczesnej młodości do późnej starości zmagała się z tymi, dla których problemem był jej kolor skóry. Przez piosenki i historie opowiadane z lekką ironią, przebija się problem dyskryminacji. W spektaklu można usłyszeć opowiadane gawędziarskim tonem dramatyczne w gruncie rzeczy historie - takie jak ta o recitalu pianistycznym, podczas którego rodzice bohaterki zostali wyrzuceni z pierwszego do ostatniego rzędu, a ona odmówiła grania, dopóki nie wrócą na swoje miejsca. Zapadają w pamięć gorzkie słowa o odmowie przyznania artystce stypendium na wymarzone studia muzyczne - jej zdaniem właśnie ze względu na kolor skóry. Wreszcie dobitnie wybrzmiewa piosenka nawiązująca do słynnych słów Malcolma X, gdy śpiewa (parafrazując) -"Ja zawsze jestem czarna, a ty gdy się rodzisz jesteś różowy, dorastasz biały, gdy chorujesz jesteś zielony, a gdy umierasz - fioletowy. Jak śmiesz, więc mówić mi, że jestem kolorowa?".
Zaskakujące jest to, że mimo tak trudnego tematu jak rasizm, "Ninę" ogląda się z uśmiechem, niemal kołysząc się w takt muzyki lub wystukując rytm piosenek. Połączenie bluesa, jazzu, gospel i ukochanej przez bohaterkę muzyki Bacha porywa, a uszczypliwe poczucie humoru Niny wcale nie razi, choć trochę śmiejemy się sami z siebie. Po wyjściu ze spektaklu trudno oprzeć się wrażeniu, że spędziło się właśnie godzinę na najlepszej imprezie w Warszawie. Czyli jednak można lekko, przyjemnie i zabawnie opowiedzieć niełatwą historię.


Agnieszka Serlikowska
Nowa Siła Krytyczna
21-05-2012

"Moja Nina", czyli rzecz o samotności

Prezentowany w ramach 34. Przeglądu Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu spektakl "Moja Nina" to autoironiczna i zabawna, lecz nie pozbawiona dramatyzmu opowieść o walce czarnoskórej, utalentowanej pianistki i piosenkarki o spełnienie marzeń. Walce determinującej samotność i rozczarowania.



Spektakl, będący połączeniem monodramu i recitalu złożonego z piosenek Niny Simone powstał w wyniku fascynacji polskiej aktorki włoskiego pochodzenia - Moniki Mariotti - życiem i twórczością afroamerykańskiej gwiazdy jezzu XX wieku. Zmagająca się z rasizmem i dyskryminacją od najmłodszych lat Nina Simone (właściwie Eunice Kathleen Waymon) była klasycznie wykształconą instrumentalistką, marzącą przede wszystkim o karierze pierwszej czarnoskórej pianistki koncertowej. Po odrzuceniu jej kandydatury do stypendium (bez wątpienia z powodów rasowych), zarabiała grając i śpiewając do kotleta. Tak zaczęła się jej droga na szczyt sławy w muzyce jazzowej, oraz walki na rzecz równości.



W opowieści Moniki Mariotti początkowo trudno odnaleźć autentyczność. Biała kobieta i jej jasna barwa głosu sprawiają, że widz potrzebuje chwili, by zrozumieć naprawdę, o czym będzie ta historia. Wraz z kolejnymi piosenkami i przeplataną przez nie opowieścią, coraz bardziej przestaje się liczyć to, co widoczne na pierwszy rzut oka. Spektaklowi nie brak poczucia humoru oraz ironii. Ostatecznie jednak wszystko prowadzi do niewesołej puenty - nieszczęśliwe związki i niemożność wygrania z rasową dyskryminacją doprowadzają artystkę do stwierdzenia, że "na szczycie nic nie ma". Samotność i rozczarowanie, mimo chwały - z taką tezą na temat życia Niny Simone Monika Mariotti pozostawia widza. Spektakl zachwyca zarówno aktorsko, jak i muzycznie.

Poza doskonałą Mariotti, warto docenić towarzyszący jej zespół muzyczny, złożony z trzech panów - śpiewających multiinstrumentalistów, będących nie tylko tłem, ale często istotnym elementem scen.


Marcelina Szondelmajer
,

www.dlastudenta.pl, 2013-03-18

 

34. PPA. Niny Simone rewolucja i pytanie o tożsamość

- Zawsze zazdrościłam Ninie Simone. Ona mierzyła się z ewolucją Stanów Zjednoczonych, ja mierzę się tylko z polską odmianą przez przypadki - mówiła ze Sceny Kameralnej Monika Mariotti podczas prezentowanego na PPA monodramu zrealizowanego dla Teatru Konsekwentnego.

Mariotti idealnie naśladowała ruchy, styl mówienia i śpiewania swojej bohaterki. Bywa autoironiczna, zabawna, impulsywna i poruszająca. Repertuar recitalu jest zróżnicowany. Słyszymy jazz, blues i soul, ale także politycznie zaangażowane utwory, świetnie przetłumaczone przez Katarzynę Groniec. Piosenkom akompaniuje zespół w składzie: Michał Lamża, Gwidon Cybulski, Nikodem Bąkowski.

Mariotti przywołuje swoją ukochaną gwiazdę, nie tracąc jednocześnie własnej tożsamości. Pytanie o tożsamość jest tu kluczowe - czym właściwie jest? Przynależnością do narodu? Do rasy? Do własnego nazwiska?

- Niedługo będzie tu bardzo dużo kolorowych twarzy. I albo się do tego przyzwyczaicie, albo zacznie się walka o terytorium - ostrzega Monika Mariotti. Mówi o Włoszech i Polsce, swoich dwóch ojczyznach. Opowiada o potrzebie tolerancji i niezrozumieniu.

I zaraz znów zamienia się w Ninę. W jej imieniu opisuje historię życia, które zawsze było walką. Walką o akceptację, o uznanie talentu, o znalezienie miłości, o równouprawnienie czarnych obywateli Ameryki. Opowiada o dzieciństwie, pierwszej miłości. Dumie, nieśmiałości, wyzwoleniu, terrorze męża psychopaty.

Monodram nie daje gotowej odpowiedzi, zostawia nas tylko w podrzędnym nowojorskim barze, z opustoszałą sceną. W ciszy.

Sara Antczak

Gazeta Wrocław, 18.03.2013
 

Copyright by Teatr Konsekwentny 2011 | Design by Kasia Osipowicz | Animations Olga Zmysłowska
bbiMiasto Stołeczne WarszawaWarszawa Europejska Stolica Kultury