zobacz multimedia
Plusik
home projekty o nas repertuar spektakle newsy multimedia kontakt

KONTRABANDA

Kolekcjoner kontra Banda

"Kontrabanda" to przeniesiona z małego amerykańskiego miasteczka na polskie podwórko adaptacja dramatu "American Buffalo" Davida Mameta. Don, uliczny handlarz, postanawia obrobić jednego z klientów, który kolekcjonuje rzadkie monety i znalazł na jego straganie cenny okaz. Straganiarz do akcji włącza Boba, mało rozgarniętego chłopaka, któremu zleca namierzenie klienta.

Plan ma być prosty, okazuje się jednak, że Don wygadał się Profowi, który nie zgadza się, żeby Bob brał udział w akcji. W dodatku trzeci do podziału jest narwany, agresywny i najpierw coś robi, a potem dopiero myśli. W trakcie planowania pojawia się wiele problemu, o których nie pomyśleli wcześniej niedoszli rabusie, czyli np. jak dostać się do mieszkania klienta czy co zrobić, jeśli cenna kolekcja znajduje się w sejfie. Nowo powstały dwuosobowy gang (bez Boba) postanawia wziąć do spółki tajemniczego Blombę, któremu podobno wszystko się udaje

Sam tekst nie jest wybitnie śmieszny, nie można go porównać z czarnym humorem np. angielskich komedii, jednak mocną stroną spektaklu jest gra aktorów, którzy sprawiają, że robi się zabawnie. Wcielający się w niedoszłych włamywaczy Sebastian Cybulski, Jakub Wons, Marek Pituchtworzą trzy różne i charakterystyczne postaci. Don (Wons) to ostoja spokoju, wolno myślący, niemal filozof podwórkowy, który staje się ośrodkiem spisku. Ma swój przenośny stragan, który na początku sztuki rozwijają bardzo sprawnie aktorzy i w mgnieniu oka na scenie powstaje kram, na którym można kupić dosłownie wszystko od sznurówek przez rękawiczki i okulary słoneczne, pirackie płyty po - jak się okazuje - cenne monety. Ma też dwa plastikowe kraby na patykach, które co chwilę

poszturchuje ku uciesze publiczności.

Bob (Cybulski) to ktoś komu trzeba pięć razy powtarzać jedną rzecz, żeby wreszcie do niego dotarła, nie jest bystry, ale to typowy "dobry chłopak". Przyjaźni się z Donem, podziwia go, choć jest jego chłopcem na posyłki. Pomaga jak potrafi, ale wyrzucony ze spisku też nie pozostaje dłużny starym kumplom.

Prof (Pituch) jest narwany i jak się okazuje niebezpieczny, kiedy traci nad sobą kontrolę. Chodzi jak bomba, która może w każdej chwili wybuchnąć, raz ma kamienną twarz to znów w ostatniej scenie doprowadza ją do stanu ekspresyjnej wściekłości, wyglądając jak wkurzona postać z japońskiej kreskówki - czerwona, krzycząca z małymi kreskami zamiast oczu.

Reżyser Adam Sajnuk pokazuje światek, który choć w pierwowzorze spotykamy w USA, to niczym nie różni się od rzeczywistości polskich dzielnic, w których możemy spotkać stargany z "mydłem i powidłem". Z jednej strony jest zabawnie, ale jest to śmiech przez łzy. Przyjaźń jest tu pozorna liczy się to, żeby sprzedać, a raczej jakkolwiek zarobić. To świat ludzi, którzy utknęli za swoimi stoiskami ze sznurówkami marząc o lepszym życiu. A dla nich lepsze życie to pieniądze.


NADIA
www.kulturaonline.pl
02-07-2013


W poszukiwaniu Amerykańskiego Bizona

25 maja, na scenie stołecznego Teatru WARSawy, nowej siedziby Teatru Konsekwentnego (od piętnastu lat oklaskiwanej i docenianej przez wierną publiczność offowej grupy teatralnej), mieszczącej się przy Rynku Nowego Miasta, odbyła się premiera sztuki "Kontrabanda". To polska adaptacja dramatu "American Buffalo" autorstwa uznanego amerykańskiego pisarza Davida Mameta, amerykańskiego dramatopisarza, scenarzysty, reżysera teatralnego i filmowego. Spektakl powstał w koprodukcji z katowickim Teatrem Old Timers Garage, a premierę sztuki w Katowicach zaplanowano na przełom września i października. Jego twórcy, mrugając okiem do widza, zdają się pytać: któż z nas nie chciałby przypadkiem trafić i wrzucić do swego portfela Amerykańskiego Bizona (American Buffalo), najbardziej rozpoznawalną złotą monetę bulionową na świecie, która zdolna jest odmienić nieciekawą egzystencję szarego człowieczka? Marzyć warto, ale nie zatracając przy tym kontaktu z rzeczywistością.

David Mamet to autor takich dzieł jak dramat "Glengarry Glen Ross" (za który otrzymał Nagrodę Pulitzera), scenariusz do filmu "Listonosz zawsze dzwoni dwa razy" czy "Nietykalni" De Palmy. Czarna komedia "American Buffalo", napisana w 1975, opowiada o mieszkańcach amerykańskiej prowincji lat siedemdziesiątych. Jednak tłumacz Janusz Kondratiuk i Adam Sajnuk, reżyser "Kontrabandy", przenoszą akcję dramatu do Polski, w czasy nam bliższe. Bohaterami sztuki są trzej panowie w średnim wieku, którzy zapewne od wielu lat konsekwentnie udają lepszych cwaniaków, a w rzeczywistości pozostają nieporadnymi handlarzami asortymentu, który można określić jako "szwarc, mydło i powidło". W wersji oryginalnej jeden z nich, Don, był właścicielem sklepu ze starzyzną. W spektaklu Adama Sajnuka ma jedynie prosty stragan, na którym przechodnie znajdą pończochy, zapalniczki, okulary przeciwsłoneczne, filmy na DVD i tym podobne drobiazgi. Wszystkie dni Dona, Boba i Profa są podobne do siebie - codziennie na bazarze, a może w przejściu podziemnym przy Dworcu Centralnym czy na stadionie, rozkładają starannie towar na stoliku. Beznadziejna nuda, marazm i tylko marzenia o życiu gangsterów z hollywoodzkich filmów pozwalają im rozjaśnić chwile pomiędzy handlem starymi rupieciami, zjadanym w pośpiechu śmieciowym jedzeniem z pobliskiej budki, knajpą i grą w karty. Lakoniczne dialogi, styl rozmowy, nawet gesty, są w ich pojęciu bardzo "amerykańskie". I na tym podobieństwa do gwiazd kina zza oceanu się kończą, jednak "american dream" coraz silniej opanowuje wyobraźnię bohaterów. W ich głowach zaświtał szalony pomysł, pobudzony przez Amerykańskiego Bizona - postanawiają włamać się do mieszkania kolekcjonera monet. Cóż, kiedy ich plan od razu odsłania poziom inteligencji kombinatorów i ukazuje rażący brak rozsądku.

Trzej aktorzy w rolach niedoszłych przestępców są naprawdę dobrzy. Jakub Wons, Sebastian Cybulski i Marek Pituch grają na pełnych obrotach; sięgając po różne środki wyrazu starają się ukazać charakter swoich postaci, podstarzałych kombinatorów. Humor, żywa gestykulacja bądź oszczędność ruchów, wyniosłość Dona, gapowatość niezaradnego Boba czy niewybredny słownik Profa, to tylko niektóre z nich. Scenografia spektaklu, bardzo realna, stanowi ważny element i przybliża widzom polską rzeczywistość bazarowych handlarzy. A jednak spektakl pozostawia niedosyt. Bezrozumne i ospałe szamotanie się bohaterów z rzeczywistością zaczyna nużyć. Długie sceny, gdy nie pada ani jedno słowo, początkowo intrygują, jednak w końcu stają się nudne. Pytanie, czy to wina tłumaczenia, reżyserii, a może oryginalnego tekstu? Dowcipy chwilami iskrzą, ale zbyt szybko stają się do siebie podobne. Mam wrażenie, że nie do końca wykorzystano potencjał tkwiący w psychologicznym wizerunku postaci i ich wzajemnych relacjach. Stosunek Dona do nieco zagubionego w rzeczywistości Boba, protekcjonalny, ale ciepły, przypomina uczucie, jakim starszy brat darzy młodszego, czując odpowiedzialność za niedoświadczonego chłopaka. Wątek wart byłby rozwinięcia. Z kolei Marek Pituch, w roli Profa, "taniego drania" z prowincji, początkowo zabawnego, a jednocześnie żałosnego w swym zacietrzewieniu, pozostaje jakby w zawieszeniu, a kreowana przez niego postać jednowymiarowa, bowiem krępuje go - takie mam wrażenie - sam tekst. Szkoda.

Mimo wszystko mam nadzieję, że trio aktorów z nie małym w końcu potencjałem zadziwi jeszcze teatralną publiczność i stworzy wspaniałe kreacje w niejednej doskonałej sztuce.

 

Anna Czajkowska
Teatr dla Was
04-06-2013


Bez suspensu

Jeśli zamiast błyskotliwej komedii gangsterskiej, zręcznie czerpiącej ze stylistyki filmów Quentina Tarantino czy poetyki błyskotliwych scenariuszy Guy'a Ritchie, wolelibyście z jakiegoś względu kiepską teatralną wersję "Gangu Olsena", pozbawioną ikry, energii, z nudnym jak flaki z olejem tokiem narracji i bardzo mało wiarygodnymi postaciami, które tekstem w spolszczonej wersji dramatu Davida Mameta "American Buffalo" bardziej irytują niż śmieszą, to polecam wizytę w Teatrze WARSawy. Tam pod sztandarem Teatru Konsekwentnego wystawiana jest "Kontrabanda" w reżyserii Adama Sajnuka.

Nadanie polskich realiów sztuce, której akcja toczy się mimo wszystko w prowincjonalnej mieścinie w USA, choćby nie wiem jak bardzo zasadne i kuszące, wymaga jednak sporej dozy talentu i swobody scenicznej, których tutaj trudno doświadczyć. Gdyby wyciąć z tego spektaklu wszystkie dłużyzny oraz dialogi niewiele wnoszące do rozwoju akcji, a już z pewnością nie budujące suspensu, to mogłoby się okazać, że w tej historii - niewiadomo dlaczego nazywanej sensacyjną - nie starczyłoby materiału na 30 minut przedstawienia, skądinąd też niezbyt zajmującego.

I tak trzej bohaterowie "Kontrabandy", kompletnie nieprzekonywająco odtwarzani przez aktorskie trio w składzie Sebastian Cybulski, Jakub Wons, Marek Pituch, w pierwszej, trwającej kilkanaście minut, niemej scenie raczą nas pokazem rozkładania na tymczasowym straganie sterty bezwartościowych drobiazgów na sprzedaż; w drugiej sekwencji zabiorą nas na przejażdżkę po słowotoku bez specjalnego znaczenia, bowiem wystarczyłyby dwie, trzy kwestie, by zorientować się o co tutaj w ogóle chodzi; a w finalnej półgodzinnej odsłonie podejmą desperacką próbę ratowania zagadki i obrony koncepcji, że największa bujda wmawiana sobie wystarczająco długo może stać się dla nas wiarygodna i uwięzić nas na zawsze w świecie niebezpiecznej iluzji. Do tego poziom interakcji między bohaterami sprowadza się do mówienia nie tyle nawet do siebie, co jakoś tak sobie niezależnie, jakby ktoś rozmawiał przez ścianę z plexi, do tego udając, że rozmyte w konturach postaci widzi w największej ostrości. Tymczasem największa mistyfikacja, z jaką mamy w tym przypadku do czynienia, to spektakl sam w sobie. Nie sposób oprzeć się pytaniu: czy sami aktorzy, a wcześniej w procesie twórczym i reżyser, wierzą w to, co serwują widzom na scenie? A jeśli tak, to w którym dokładnie momencie zatracili tę ostatnią odrobinę samokrytycyzmu i zdrowej perspektywy w spojrzeniu na całość przedsięwzięcia, w które się zaangażowali?

Rzadko mi się zdarza wyjść z teatru z przekonaniem, że nawet z nieudanego spektaklu, nie udało się wysupłać odrobiny jakiejś ukrytej wartości, choćby była na poziomie samego doświadczenia. W tym przypadku tak niestety jest. A jedyne czym da się "Kontrabandę" skonkludować, to parafraza cytatu z wspomnianego wcześniej "Gangu Olsena": "Egon, nieklawo jak cholera!"
 


Marek Kubiak
Teatr dla Was
05-07-2013
 

Copyright by Teatr Konsekwentny 2011 | Design by Kasia Osipowicz | Animations Olga Zmysłowska
bbiMiasto Stołeczne WarszawaWarszawa Europejska Stolica Kultury